Tatry - najwyższe góry w Polsce. Piękne, majestatyczne, niepowtarzalne, wg niektórych "jedyne prawdziwe" w naszym kraju. Z tym ostatnim stwierdzeniem nie do końca się zgadzam, ponieważ poznałem większość pasm w Polsce i wszędzie czułem się wspaniale pokonując górskie szlaki i delektując się krajobrazem. Jednak "jest coś na rzeczy", ponieważ moje małe dzieci, które miały już przygody z Sudetami, Beskidami i Górami Świętokrzyskimi zapatrzone w dobranockę o Heidi, małej dziewczynce spędzającej swoje dzieciństwo w Alpach - zapytały, kiedy pojedziemy w podobne góry w Polsce? A podobne są tylko Tatry, więc nie było wyboru.
Tatry są bardzo wymagające jeśli chodzi o planowanie wycieczek. Należy uwzględnić nie tylko odległości i czasy, ale także pogodę, aby podczas burzy być w bezpiecznym miejscu. Pierwsze dni naszego pobytu były pogodowo niepewne. Nie padało, ale prawdopodobieństwo burz było wysokie. Dlatego w takich warunkach postanowiłem przetestować dziecięcą motywację w górskich dolinach. Trasa od parkingu w Jaszczurówce do Polany Olczyskiej nie jest trudna. W sam raz na pierwszy spacer w Tatrach. Dolina Olczyska jest dosyć szeroka, bez stromych podejść. Idąc początkowo przez las wzdłuż potoku doszliśmy do otwartej przestrzeni, gdzie po lewej stronie mogliśmy podziwiać malowniczy Kopieniec. Po krótkim odpoczynku na polanie wróciliśmy tą samą drogą, bo właśnie zaczęło padać.
Drugi dzień zapowiadał się podobnie. Tym razem wybraliśmy Dolinę Strążyską, dzięki czemu mieliśmy okazję podziwiać z dołu skalisty Giewont. Dolina ta ma inny charakter niż Olczyska. Jest węższa ze stromymi zboczami. Po krótkim odpoczynku na Polanie Strążyskiej i zrobieniu zdjęć z Giewontem w tle postanowiliśmy przejść krótki, ale jak się okazało nie najłatwiejszy odcinek do Wodospadu Siklawica. Śliskie kamienie wymagały sporej czujności, ale daliśmy radę. Koncentracja na szlaku została nagrodzona chwilą relaksu przy szumie opadającej z wysoka wody. Wracając zaczęło znów padać, jednak kiedy doszliśmy do Ścieżki pod Reglami zza chmur wyjrzało słońce. Motywacja w rodzinie była wysoka, więc zaproponowałem spacer dziką doliną do jaskini zwanej Dziurą. Podejście pod koniec było dosyć strome, ale eksploracja jaskini wynagrodziła trudy wędrówki.
Kolejne dni były słoneczne, a nawet upalne. Nadszedł więc czas na poważniejsze wycieczki. Na początek Nosal. Podchodziliśmy zielonym (bardziej stromym) szlakiem od Zakopanego. Mimo dużej różnicy wysokości cieszyliśmy się, że wchodzimy tą stroną zamiast schodzić - było to łatwiejsze. Dzieci dały radę, a na szczycie czekała nas nagroda - wspaniała, niczym niezmącona panorama Tatr. Po zejściu do Kuźnic i krótkim moczeniu nóg w strumyku wszyscy mieli jeszcze na tyle siły, aby przespacerować się niebieskim szlakiem do Pustelni Brata Alberta.
Jednak największe wyzwanie, jakie przygotowałem podczas tego pierwszego wyjazdu z dziećmi w Tatry to zdobycie Sarniej Skały. 4 km w jedną stronę od parkingu u stóp skoczni, prawie 500-metrowa różnica wysokości, a do tego upalny dzień. Już początek wycieczki nas zachwycił. Szliśmy wąską, skalistą Doliną Białego podziwiając wijący się w dole potok. Dopóki szliśmy wzdłuż potoku było dosyć łatwo. Później szlak zaczął prowadzić mocno w górę, co zmuszało do wytężonego wysiłku. Odpoczywając na Czerwonej Przełęczy widziałem zmęczenie u wszystkich. Jednak Sarnia Skała była na wyciągnięcie ręki i nikt nie dopuszczał myśli, że zrezygnujemy z podejścia. A podejście przed samym szczytem było skaliste i naprawdę wymagające. Jednak widoki ze szczytu na Tatry i Zakopane dostarczyły wszystkim niezapomnianych wrażeń. Zejście było łatwiejsze, ale i tak wyprawa kosztowała nas wiele wysiłku. Jednak perspektywa spędzenia kolejnego dnia na basenach termalnych, w które obfituje okolica Zakopanego dodawała wszystkim sił.